Ziemia ginie roztrzaskana w potężnej eksplozji na miliardy kawałków skały. Ludzie zostają skazani na wieczne wygnanie i towarzyszący temu los galaktycznych pariasów. Zostajemy we Wszechświecie obywatelami drugiej kategorii.
Wszystko to jest efektem lęku jaki wywoływaliśmy w wojowniczej rasie Dredge. Ludzkość rozwijała się tak szybko, dokonując coraz to nowych przełomów technicznych, tak że owi , składający się jedynie z energii, wojownicy postanawiają zdusić groźbę w zarodku. Zanim jednak Ziemia przestała istnieć, zdobywamy się na końcowy wysiłek i wysyłamy w przestrzeń statek "Titan", który ma nam przynieść odrodzenie.
Tylko gdzie jest owa nowa nadzieja? Tajemnicę miejsca pobytu superstatku nosi w sobie młody Johny, syn słynnego profesora, jednego z ziemskich specjalistów koordynujących zaawansowany projekt "Titan". Johny zostaje, niekoniecznie zgodnie ze swoją wolą, przyłączony do ekspedycji mającej odnaleźć ziemskie marzenia. Poznajemy krótko resztę poszukiwaczy, po czym ekspedycja rusza w szeroki Kosmos, ścigana przez nieustępliwych Dredge.
I to by było na tyle jeżeli chodzi o fabułę w tym filmie. Dalej wszelkie próby skonstruowania akcji i rozwinięcia postaci giną w feerii barw i efektów. Zazwyczaj jestem przeciwny takiemu sposobowi robienia filmów, ale w "Titan A.E." przewaga efektów wizualnych nad ideą nie jest specjalnie rażąca. Z niezrozumiałych dla mnie samego przyczyn siedziałem w kinie chłonąc obraz i dźwięk wszystkimi porami skóry.
To jest jedyny i najważniejszy powód, dla jakiego należy, moimi zdaniem, iśc do kina by obejrzeć ten film. Efektownie wyrysowane bryły statków, połączone z wspaniałą animacją walk w kosmosie przewyższają wszystko, co zdarzyło mi się widzieć. Rozkosznie chłonie się wspaniałe międzyplanetarne widoki pełne instalacji i lodowych odłamków. Uczta dla oka, powiadam.
Titan Nowa Ziemia (Titan A.E.), USA 2000
reż. Don Bluth i Gary Goldman, scen. Ben Edlung, John August, Joss Whedon, muz. Graeme Revell
|
|